Chciałbym zająć się (przynajmniej powierzchownie) kwestią, którą rozważam i poruszam w dyskusjach od jakiegoś już czasu. Mam na myśli feminizm. Sprawa jest o tyle ważna, ponieważ dostrzegłem pewne stereotypowe reakcje na sam dźwięk krótkiej melodii tego słowa. Osobiście melodia ta nie jest dla mnie rzeczą zachęcającą do częstego słuchania płyty, z której ona pochodzi. Istnieje wiele czynników determinujących ten stan rzeczy, jednak w moich intencjach leży udokumentowanie tych najważniejszych.
Chyba najistotniejszym elementem nieodłącznie kojarzącym mi się z feminizmem jest tak zwana "wojna płci", której szczególnie nie lubię. Totalnie nie rozumiem wypowiedzi mających udowadniać przewagę jednej płci nad drugą i narzekania na wszelakie ułomności płci przeciwnej oraz stereotypowe spojrzenie na nie. Wiem, że "wojna płci" nie jest nieodłącznym elementem feminizmu, jednak (niestety) rzadko słyszę wypowiedzi feministek pozbawione tegoż pejoratywnego zabarwienia. Niech zatem nie dziwi fakt, że niektórzy mężczyźni reagują na te słowo nader alergicznie. Poza tym z feministkami kojarzy się często kobiety, które chcą być na tyle samodzielne i wyzwolone, że, jak same twierdzą, nie potrzebują do szczęścia mężczyzn. Ten stereotyp nawiązujący niejako do wyżej wymienionej "wojny płci" wnosi do relacji międzyludzkich swego rodzaju chłód. Przykład? Dziewczyna, która mówi chłopakowi, że jest feministką, może budować niepotrzebny (a może czasami potrzebny?) dystans między sobą a nim. Wiem, że to kwestia złego stereotypu (a są w ogóle stereotypy dobre?), który trzeba przełamywać, jednak do tej pory nie nawiązałem jeszcze z nikim na tyle rzetelnego dialogu, żeby zmienić w jakimś stopniu moje zapatrywania na tenże temat. Zdecydowanie wole słowo "kobieta", bo brzmi ono bardziej wartościowo i ciepło. Natomiast "feministka" brzmi dla mnie chłodno i trochę obco. Przyczyny tego stanu rzeczy podałem wyżej.
Kolejna ważna sprawa związana z feminizmem to rola kobiet w polityce. Powiem tak - zdarzają się wybitne kobiety na eksponowanych stanowiskach politycznych (na przykład Margaret Thatcher) oraz takie, które do polityki kompletnie się nie nadają. Czyli pod tym względem jest z nimi dokładnie tak, jak z mężczyznami. Robienie z płci kategorii politycznej jest jednym z największych grzechów popełnianych przez feministki. W polityce najważniejsza jest kompetencja danej osoby, jej płeć jest sprawą drugo(a nawet trzecio)rzędną. Argumentacja na rzecz wniesienia do polityki kobiecych cech (chociażby spokoju, wyważenia i złagodzenia tonu) wymaga rozważenia, jednak empirycznie nie można dowieść, czy większa ilość kobiet w polityce wpłynęłaby pozytywnie na jej przebieg. Jeśli znajdzie się więcej kompetentnych kobiet gotowych do wzięcia czynnego udziały w polityce, to dlaczego ich do niej nie dopuścić? Na przeszkodzie stoi często patologiczny wręcz sposób wyłaniania kandydatów na listy partyjne oraz ordynacja wyborcza obowiązująca w naszym kraju. Postulat wprowadzenia parytetów jest z kolei absurdem oraz przegięciem w drugą stronę. Polityka to wojna prowadzona za pomocą innych środków. Nawet najbardziej pacyfistyczne hasła oraz politycy nie zdołają przełamać tej brutalnej rzeczywistości.
Już koniec? Tak, na wstępnie zaznaczyłem, że sprawa będzie przeze mnie poruszona powierzchownie. Zanim jednak skończę chciałbym zaznaczyć, że w interesie mężczyzn leży walka z dyskryminacją kobiet chociażby w pracy (czyli niejako spełnienie przez to niektórych postulatów feministek), chociażby z pobudek czysto humanistycznych oraz po to, by czuły się przez to dowartościowane i były szczęśliwe, bo przecież chyba o to nam chodzi, prawda? Nie oznacza to, że trzeba spełniać wszystkie postulaty feministek (pomijając już fakt, że są różne feministyczne grupy mające rozmaite postulaty), bo niektóre brzmią absurdalnie i antyhumanistycznie. Panie muszą natomiast pamiętać, by zbytnio się w tym wszystkim nie zagalopować, ponieważ gdy będą pracować, zarabiać pieniądze, utrzymywać dom i spędzać mnóstwo czasu poza nim, to ich mężczyźni wyrosną na leni będących na ich utrzymaniu, a przecież nie o to im chodziło.
piątek, 1 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dlatego popieram postulat trzeciej fali feminizmu, żeby jak najmniej dyskutować o sprawach płci. Liczy się człowiek. Dlatego jeśli miałabym się określić w tej kwestii to jako feministka postulująca równość płci.
OdpowiedzUsuń